Wersja z 2016-10-05

Grzegorz Jagodziński

Rozprzestrzenianie się genów, języków, kultur i etnosów

Naukowe poznanie świata nie ma charakteru linearnego. W dziejach każdej nauki i każdego naukowego problemu nietrudno jest wyróżnić okres kształtowania się paradygmatu – ogólnego poglądu na badany fragment rzeczywistości – i okres stabilizacji, kiedy jedynie opracowywane są szczegóły. Uczeni, którym przyszło żyć w czasach tworzenia paradygmatów, często trafiają do podręczników i encyklopedii dzięki swoim osiągnięciom. W znacznie gorszej sytuacji są ci, którzy zastają już uformowane poglądy i tym samym zmuszeni zostają do mrówczej i mało zauważalnej pracy nad mniej istotnymi detalami. Nic więc dziwnego, że chcąc się wybić w swoim środowisku, wymyślają paradygmaty konkurencyjne. Zyskują w ten sposób popularność nawet wówczas, gdy ich poglądy są od samego początku nieuzasadnione, a nawet niezgodne z zasadami poznania naukowego.

Identyfikacja etnosów: geny, kultura, język

Każda zmiana musi mieć jakąś przyczynę. Taki właśnie wniosek poparty jest rozlicznymi obserwacjami zjawisk zachodzących wszędzie wokół. Aby przeanalizować możliwe przyczyny migracji genów, języków, kultur i etnosów, przyjrzyjmy się najpierw dokładniej ich naturze.

Zacznijmy od zauważenia, że rozwój socjologii i antropologii kulturowej dostarczył przesłanek, że czynnikami wiążącymi członków każdej grupy społecznej (a więc także etnosu, narodu, plemienia, itd.) są wspólny język oraz wspólna kultura materialna i duchowa, a zatem etnos, kultura i język to pojęcia związane ze sobą. Odstępstwa od tej zasady zdarzają się rzadko, mają charakter wyjątkowy, a niedostatecznie scalone grupy ludzkie podlegają ewolucji, albo w kierunku dezintegracji (podziału grupy na mniejsze), albo też w kierunku wzmocnienia więzi grupowych poprzez zaakceptowanie przez wszystkich członków tego samego języka, tej samej kultury materialnej, tych samych obyczajów itd.

Nic więc dziwnego, że gdy odkryto istnienie w przeszłości odrębnych, stosunkowo łatwo odróżnialnych, ograniczonych czasowo i przestrzennie kultur archeologicznych, wysnuto z tego oczywisty wniosek, że zmiana kultury wiązała się ze zmianą ludności zamieszkującej dany teren, a co za tym idzie, także zmianą używanego na tym terenie języka. Przez całe lata było więc oczywiste, że w przeszłości grupy ludzkie funkcjonowały dokładnie tak samo jak dzieje się to obecnie, i że w dłuższym czasie nie jest możliwe funkcjonowanie grup wewnętrznie niejednolitych.

Zastanawiano się też nad przyczynami obserwowanych zmian w archeologicznym zapisie przeszłości, znów z pomocą obserwacji zjawisk społecznych zachodzących w naszych czasach. Raz ustalona, szeroko pojęta kultura (materialna i duchowa) jakiejś społeczności, nie jest przecież niezmienna, podlega zmianom ewolucyjnym, tj. zachodzącym stopniowo. Poszczególni członkowie grupy wzbogacają jej kulturowe dziedzictwo o nowe elementy, które mogą okazać się całkiem efemeryczne i szybko zaniknąć, albo też przeciwnie, mogą zyskać akceptację innych członków grupy i tym samym utrwalić się na dłużej. Zmiany tego rodzaju zachodzą powoli, bowiem nie tak łatwo odejść członkom grupy od utrwalonych nawyków, szczególnie jeśli są one uświadamiane jako elementy wyróżniające grupy. Na przykład, jeśli kolor zielony został raz przyjęty przez grupę kibiców jako ich barwa klubowa, to bardzo trudno byłoby wprowadzić w miejsce tej zieleni na przykład błękit. I podobnie, nawet tysiąc lat krzewienia chrześcijaństwa w naszym kraju nie spowodowało całkowitego wyparcia dawnych wierzeń i zwyczajów, zwłaszcza wśród tzw. nieoświeconego ludu.

Jak zatem zinterpretować sytuację, gdy jedna kultura archeologiczna nagle zanika na danym obszarze, a na jej miejscu zaczyna rozwijać się inna? Wszystko, co wiemy o świecie z obserwacji, skłania nas ku jednemu tylko rozwiązaniu: oto z zewnątrz przybyli najeźdźcy, eksterminowali dotychczasowych mieszkańców, i sami osiedlili się na zgliszczach ich domostw. I tylko takie objaśnienie długo uważano za jedyne możliwe.

Z dotychczasowych rozważań płyną dwa istotne wnioski:

  1. istnieje ścisły związek między etnosem, językiem, kulturą duchową i kulturą materialną, a zatem obserwowane (przestrzenne i czasowe) granice kultury materialnej wytyczają granice etnosu i języka,
  2. rewolucyjna (nagła) zmiana kultury materialnej na jakimś obszarze wiąże się z wyparciem jednego etnosu przez drugi, najpewniej w wyniku podboju.

Wymieniony wyżej ścisły związek między etnosem, językiem, kulturą, a do tego także cechami biologicznymi, wzbudza jednak rozmaite wątpliwości. Zanim postaramy się przeanalizować, jakie praktyczne znaczenie mogą mieć te wątpliwości dla rozważań nad rozprzestrzenianiem się etnosów, języków, kultur i genów, zacznijmy od uściślenia pojęcia, które w całej tej dyskusji odgrywa rolę kluczową. Pojęciem tym jest etnos.

Etnos

Niektórzy zdają się traktować etnosy jako zamknięte, hermetyczne grupy ludzi, w dodatku łatwo odróżnialne od innych etnosów. Myślenie takie jest w swojej istocie przerażająco prymitywne, a do tego rasistowskie. Wynika bowiem z niego ni mniej ni więcej, tylko to, że każdy człowiek rodzi się z niezmywalnym znamieniem przynależności etnicznej (a więc na przykład potomek Polaka może być jedynie Polakiem, bo ma to w genach lub – jak to się mówi potocznie – we krwi, podobnie potomek Niemca może być jedynie Niemcem, a potomek Żyda – Żydem). W efekcie można go potem od razu, na pierwszy rzut oka i bez żadnych wątpliwości, sklasyfikować danego człowieka jako Słowianina (np. dlatego, że ma słowiańską duszę), Niemca, Żyda, Cygana, Araba itd.

Rzeczywiście, cechy zewnętrzne często pozwalają odgadnąć przynależność etniczną jednostki, ale po pierwsze raczej tylko w przybliżeniu (chyba raczej nikt nie twierdzi, że odróżni z wyglądu Polaka od Czecha), a po drugie tylko z pewnym prawdopodobieństwem (istnieją na przykład rodowici, „etniczni” Polacy, których inni biorą z wyglądu za Żydów). A zatem granic etnosu nie wyznacza wcale wygląd. Czymże zatem jest etnos?

Grupa etniczna (inaczej: etnos), w znaczeniach antropologicznym i społecznym – zbiorowość, która postrzega siebie samą i postrzegana jest przez otaczające ją zbiorowości jako odrębną i specyficzną ze względu na jedną lub więcej cech takich jak:

Źródło: Wikipedia.

A zatem najważniejszą cechą każdej grupy ludzkiej, którą możemy określić jako etnos, jest świadomość jej wewnętrznej jedności i jednocześnie odrębności od grup sąsiednich. Świadomość ta cechuje członków danej grupy etnicznej, grupa ta jest odrębna od innych grup także w oczach innych ludzi. Etnosy nie muszą być przy tym rozłączne, bywa więc i tak, że jeden etnos stanowi część innego, szerszego. Ktoś może czuć się bowiem jednocześnie np. Brytyjczykiem i Irlandczykiem, Rosjaninem i Ukraińcem, albo Polakiem i Słowianinem.

Świadomość jest kryterium wystarczająco ostrym, by wyróżniać poszczególne etnosy, ale jednocześnie niełatwym w stosowaniu. Nie sposób przecież zapytać zmarłego tysiące lat temu człowieka, czy odczuwał przynależność do tego czy może innego etnosu. Właśnie dlatego wygodniej jest wziąć pod uwagę inne przejawy odrębności etnicznej – najczęściej zresztą jest to jedyna dostępna metoda badawcza. Wyżej wymieniono kilka cech, dzięki którym otaczające zbiorowości ludzkie postrzegają dany etnos jako odrębny.

Czy jednak kultura, genealogia, prawa do terytorium czy odrębność osobowościowa mogą być podstawą definicji etnosu?

Wyróżnianie określonego pojęcia przy pomocy więcej niż jednego kryterium niemal zawsze czyni to pojęcie nieostrym. Innymi słowy, możemy przypuszczać, że granice genetyczne, oddzielające od siebie ludzkie społeczności, o ile w ogóle da się je wyznaczyć, nie będą się pokrywać z granicami kulturowymi, językowymi czy etnicznymi. I podobnie, obraz płynący z analizy kulturowej nie musi być wcale zgodny z obrazem etnicznym, a jeśli nawet jest, to, jak to wyżej zaznaczyliśmy, jest to raczej sprawa wtórna.

Przyjmijmy zatem, że granice etnosu wyznacza tylko ludzka świadomość. Inne czynniki odgrywają co najwyżej pomocniczą rolę w wyznaczaniu granic etnosu, i dlatego granice kulturowe czy biologiczne mogą, ale nie muszą pokrywać się z granicami etnicznymi.

Wątpliwości odnośnie języka

Bardzo ważne jest także spostrzeżenie, że granice etnosu wyznacza przede wszystkim świadomość ludzi, a inne czynniki odgrywają co najwyżej pomocniczą rolę. I tak, granice etnosu pokrywają się często z granicami językowymi. Język spaja ludzi w naród (lub inny rodzaj grupy etnicznej), gdyż umożliwia wymianę myśli między członkami tegoż narodu. Członkowie danej grupy etnicznej mogą się więc łatwo porozumieć ze sobą, istnieje natomiast bariera komunikacyjna pomiędzy ludźmi należącymi do różnych grup etnicznych używających różnych języków.

A jednak mogą istnieć wielojęzyczne grupy etniczne, jak Belgowie czy Szwajcarzy. Zwykle jest bowiem tak, że Belg mówiący po flamandzku (niderlandzku) odczuwa zwykle łączność z Belgiem mówiącym po walońsku (francusku), nawet jeśli każdy z nich zachowuje świadomość przynależności do mniejszych grup, odpowiednio Flamandów i Walonów. Warto jednak przypomnieć, że obie grupy cechuje też mniej lub bardziej otwarty konflikt, zażegnywany, z różnym skutkiem, przez polityków. Etnos Belgów, o ile w ogóle można mówić o takim, stwarza więc wrażenie nieco sztucznego. Świadomość odrębności etnicznej powszechna jest z kolei wśród Austriaków, którzy używają przecież tego samego języka, co Niemcy.

Wśród Szwajcarów z kolei dominuje raczej coś, co można by nazwać wspólnotą z rozsądku, a czynnikiem łączącym, poza poczuciem wspólnoty państwej, jest też chęć wyodrębnienia się od Włochów, Francuzów czy Niemców. Zwłaszcza Szwajcarzy niemieccy (mówiący na co dzień językiem szwajcarskim – obecnie przeważa pogląd, że Schwyz jest językiem odrębnym od niemieckiego, a nie jego dialektem) chlubią się odrębnością od Niemców, i podobnie świadomość odrębności etnicznej powszechna jest wśród Austriaków, którzy używają przecież tego samego języka, co Niemcy. Nie wolno jednak zapominać, że i niemieccy Szwajcarzy, i Austriacy czują też przynależność do szeroko rozumianego etnosu Niemców, którego granice wyznacza język. Odrębność podgrupy nie wyklucza bowiem nieco luźniejszej wspólnoty w obrębie grupy nadrzędnej.

Przykłady te dowodzą, że język odgrywa jednak wielką rolę jako wyznacznik granic etnosów, choć nie jest ich wyznacznikiem absolutnym. Pomijając już nawet wątpliwości co do zwartości etnosów Szwajcarów czy Belgów, warto też zwrócić uwagę, że próbując ustalić kryteria odrębności etnicznej, jednak nawet w takich przypadkach operuje się pojęciem „język”. Belg może bowiem mówić po francusku (walońsku) lub niderlandzku (flamandzku), ale już raczej nie po japońsku. Szwajcar mówi po szwajcarsku (obecnie przeważa pogląd, że Schwyz jest językiem odrębnym od niemieckiego), włosku, francusku lub retoromańsku, jest jednak mało prawdopodobne, aby za Szwajcara uznano osobę używającą na co dzień języka suahili. Nawet osoba mówiąca po niemiecku, ale nie po szwajcarsku, także nie zmieści się w definicji Szwajcara.

Można więc zaryzykować stwierdzenie, że właściwe etnosy są jednak wspólnotami wyróżnionymi ze względu na wspólny język. Różne etnosy mogą przy tym posługiwać się tym samym językiem (albo jego różnymi dialektami), i dobrym przykładem na to są Austriacy i Niemcy (z Niemiec), co implikuje przynależność do etnosu nadrzędnego (który ma często odrębną nazwę, np. Francuzi i Walonowie określają łącznie samych siebie mianem Frankofonów). Nie jest natomiast możliwe, by właściwy etnos obejmował grupy, które nie mogą się ze sobą porozumieć. Pamiętajmy, że określanie Belgów czy Szwajcarów (a także Hiszpanów!) mianem etnosów jest jednak dość umowne. Właściwie nie są to etnosy, ale wspólnoty wieloetniczne.

Wątpliwości odnośnie kultury

Granice etnosu pokrywają się często z granicami kulturowymi, a więc z granicami stylów w kulturze materialnej, z granicami religii, obyczajów itd. Wydaje się na przykład, że to kultura, w tym wypadku silnie związana z religią, jest najważniejszą różnicą między Serbami a Chorwatami. Z drugiej jednak strony znamy wiele przykładów, gdy wyraźna odrębność kulturowa nie przeszkadza ludziom identyfikować się z jedną i tą samą grupą etniczną.

Etnosy wyodrębnione na podstawie wspólnej kultury, ale bez odrębności językowej, zdają się jednak być nietrwałe. Wyróżnikiem identyfikacji etnicznej dobrze wyodrębnionych kulturowych podgrup społeczeństw narodowych, takich jak choćby polscy Cyganie, jest jednak zawsze własny język. To samo odnosi się także do Żydów mieszkających poza Izraelem – i w tym wypadku głównym czynnikiem decydującym o odrębności (obok świadomości przynależności do grupy) jest nie tyle religia, ile język (którym może być na przykład jidysz). Wystarczy zauważyć, że Żydzi mieszkający w USA tracą, mimo osobnej religii, etniczną odrębność i scalają się coraz mocniej z resztą amerykańskiego społeczeństwa. Dzieje się tak właśnie z uwagi na brak odrębności językowej.

Najczęściej jednak wyraźne różnice kulturowe towarzyszą różnicom językowym. W wypadku Serbów i Chorwatów (a także Bośniaków i Czarnogórców) mamy do czynienia ze stanem przejściowym. Dosłownie na naszych oczach powstają i utrwalają się różnice w języku, które z czasem doprowadzą do jego podziału na wzajemnie mało zrozumiałe etnolekty. Na razie wyodrębnianie języków serbskiego, chorwackiego, bośniackiego i czarnogórskiego ma głównie podłoże polityczne, a istniejące różnice są nieznaczne i sztucznie powiększane przez odmienne szczegóły ortografii (nawet w obrębie tego samego systemu pisma, jak to się dzieje w wypadku chorwackiego i czarnogórskiego standardu literackiego). Jednak z czasem różnice te mogą się zwiększyć, o ile proces politycznej dezintegracji obszaru, na którym używa się języka serbsko-chorwackiego, nie ulegnie odwróceniu.

Wątpliwości odnośnie wspólnej historii

Etnos bywa ograniczony także przez wspólną historię, a właściwie przez wiedzę o pochodzeniu od wspólnego przodka, świadomość wspólnych dziejów, wspólne poczucie prawa do zajmowania określonego terytorium itp. Wydaje się jednak, że ten aspekt jest często zaledwie pochodną świadomości przynależności do grupy, np. Polak może uważać się za potomka mitycznego Lecha tylko dlatego, że czuje się Polakiem (a nie odwrotnie, tj. nie jest tak, że ma pewność, że rzeczywiście jest potomkiem Lecha i na tej podstawie może czuć się Polakiem).

Niezależnie od wątpliwości dotyczących związku między świadomością wspólnej historii a granicami obecnie istniejących etnosów, kryterium to niewiele przydaje się w badaniu etnosów dawniej istniejących. Niekiedy jednak przekazywane z pokolenia na pokolenie opowieści o przodkach mogą rzucać światło na pochodzenie danej grupy etnicznej i na migrację, która rzeczywiście miała miejsce w przeszłości, często odległej. Dobrze jednak, jeśli tego typu przekaz zostanie wzmocniony przy pomocy innych danych, np. pozyskanych przez archeologię.

Wątpliwości odnośnie cech biologicznych

Ostatnio nastała moda na szukanie granic etnosów poprzez analizę cech genetycznych lub antropologicznych. Dość oczywiste wydają się przecież wnioski płynące z codziennych obserwacji: ludzie należący do poszczególnych etnosów różnią się od siebie fizycznie. Różnice te bywają często niestety podstawą rozmaitych postaw nacjonalistycznych i ksenofobicznych. Te naganne zjawiska nie dają jednak podstaw do tego, by przeczyć faktom. Historia pewnie na zawsze zachowa pamięć o tych mrocznych dniach, gdy ludzi dzielono na Żydów i Aryjczyków – nie można jednak powiedzieć, że stworzone przez hitlerowskich nazistów „testy” przynależności badanej jednostki do tej czy innej grupy były w dużym stopniu zawodne, choć nie dawały też żadnej pewności (jest za to całkiem innym problemem, że wykorzystanie wyników tych testów nie miało nic wspólnego z głodem wiedzy, i służyło celom stojącym w skrajnej sprzeczności z człowieczeństwem, cywilizacją czy jakąkolwiek kulturą).

Dziś także nawet pobieżny rzut oka na przechodnia śpieszącego londyńską ulicą pozwala zaklasyfikować go do jednej z grup typu „biali / Europejczycy”, „Murzyni” lub, jak to się przyjęło mówić, „Ciapaci”. Autor traktuje ten termin jako nazwę grupy społecznej, i nie łączy z nią żadnych obraźliwych podtekstów; jest niestety całkiem inną sprawą, że nie wszyscy podchodzą do problemu w taki właśnie sposób. Podział na „naszych” i „obcych” jest prostą konsekwencją przynależności grupowej i tkwi bowiem bardzo głęboko w ludzkiej świadomości, jesteśmy bowiem gatunkiem społecznym, dla którego granice zbiorowości („stada”) mają wielkie znaczenie. W dzisiejszych czasach nie ma potrzeby, by bronić się przed „obcymi”, wykonując atak uprzedzający i prowokując konflikt. Stoimy po prostu na wyższym stopniu rozwoju niż jaskiniowcy, i szkoda tylko, że nie wszyscy jeszcze do tego etapu dorośli. Poszanowanie dla odmienności (a może nawet swoista fascynacja odmiennością) nie stoją jednak w sprzeczności z dostrzeganiem różnorodności ludzi.

Dla żadnego myślącego człowieka nie może być niespodzianką, że różne nauki biologiczne, a zwłaszcza antropologia fizyczna, jedynie potwierdzają to, co i tak widać gołym okiem. Oto bowiem ludzie różnych narodów różnią się od siebie cechami mierzalnymi, takimi jak długość czy kształt czaszki. Na podstawie badań zachowanych szczątków kostnych można więc z pewnym przynajmniej prawdopodobieństwem ustalić, do jakiego etnosu należała osoba, którą zbadano. Duże kłopoty sprawia natomiast genetyka. Ludzkie DNA jest bowiem w dużym stopniu takie samo u wszystkich ludzi, ale też obok tego występują liczne, choć w ogólnej masie nieznaczne, różnice indywidualne. Problem jednak w tym, by te genetyczne różnice jakoś skorelować z różnicami w wyglądzie.

Jak dotąd, genetyka nie znalazła czegoś, co można by nazwać „genami przynależności rasowej”, i dlatego jej zastosowanie do wyznaczania etnosów jest co najmniej dyskusyjne. W związku z tym pewni badacze, nie chcąc najwyraźniej przekraczać granic tzw. poprawności politycznej (która jest koncepcją powołaną w szlachetnym celu, ale na tyle pechową, że udało się jej szybko wyszydzić i ośmieszyć samą siebie), twierdzą, że żadne rasy ludzkie nie istnieją, a zmienność genetyczna w obrębie jednej rasy jest znacznie większa niż między rasami. Stwierdzenie takie jest w oczywisty sposób niedorzeczne (i żaden Czytelnik nie powinien mieć najmniejszego kłopotu z dowiedzeniem tego stwierdzenia). Przyczyna konsternacji leży natomiast w tym, że o różnicach między ludźmi, będących podstawą zaliczania ich do różnych grup etnicznych na podstawie wyglądu, nie decyduje cały kompleks genów, ale jedynie kilka. Problemem jest więc ich odszukanie, a jak dotąd genetyka jeszcze sobie z tym nie poradziła. Stosowanie metod statystycznych do badania zmienności ludzkiej populacji jest zaś całkowicie chybionym pomysłem, prowadzącym jak widać do wniosków absurdalnych. O zmienności rasowej nie decyduje bowiem zupełnie całkowita zmienność genetyczna ludzi, ale tylko jej bardzo niewielka, ściśle określona i trudna do odszukania część.

Obecnie do badań genetycznych różnic między ludźmi wykorzystuje się haplotypy, tj. pewne szczególne układy alleli róznych polimorficznych, sprzężonych ze sobą genów (leżących blisko siebie na jednej chromatydzie). Przy bardziej szczegółowym badaniu różnica między haplotypami sprowadza się do ściśle okreslonych różnic między sekwencjami nukleotydów. Haplotypy uważa się za znamiona przynależności etnicznej, tak samo jak cechy mierzalne szkieletu.

Sprawa nie jest jednak wcale taka prosta, choćby dlatego, że nie znamy etnosów, w których wszyscy członkowie mieliby ten sam haplotyp. Co najwyżej jest tak, że w danej społeczności udział procentowy haplotypów jest inny niż w społeczności sąsiedniej. Występowanie określonego haplotypu nie może zatem nigdy przesądzać o przynależności określonego człowieka do danego etnosu, a nawet rozkład częstości poszczegolnych haplotypów wśród mieszkańców jakiegoś miasta czy regionu też nie stanowi w żadnym wypadku podstawy do wnioskowania o przynależności etnicznej badanych mieszkańców, co najwyżej może zwiększać prawdopodobieństwo formułowanych na ten temat hipotez (ale nie może ich ostatecznie potwierdzać ani obalać).

Antropologia i genetyka nie nadają się do wyznaczania granic etnosów z jeszcze jednego powodu. Otóż przy rozważaniach dotyczących zmienności biologicznej ludzi i związanych z nią granic antropologicznych i genetycznych (tak samo jak przy rozważaniach na temat genealogii) zapomina się najczęściej o tym, że ludzie rozmnażają się płciowo, a więc o tym, że każdy człowiek ma dwoje rodziców, a nie tylko jednego, i nie zawsze oboje rodzice odczuwają przynależność do tej samej grupy etnicznej. Jak zaś wiadomo z elementarnego kursu genetyki, cechy ludzi dziedziczone są zarówno po matce, jak i po ojcu. Zauważmy także, że o ile dwaj bracia (pełni, nie przyrodni) mają oboje rodziców takich samych, to jednak synowie tych dwóch braci (kuzyni) mają na ogół tylko 50% wspólnych przodków w drugim pokoleniu (każdy z nich ma łącznie 4 dziadków, z czego tylko 2 jest wspólnych dla obu). Wnukowie tych braci mają zaś jedynie 25% wspólnych przodków w trzecim pokoleniu (mają oni po 8 pradziadków, w tym tylko 2 wspólnych dla wszystkich). Dlatego właśnie nie powinna nikogo dziwić na przykład różnica wyglądu przeciętnego Bułgara i przeciętnego Polaka, którzy choć mają wspólnych słowiańskich przodków, to jednak ich odsetek, wśród wszystkich ich przodków, jest prawdopodobnie niezwykle mały. I dlatego też badania mające na celu prześledzić przeszłość Słowian w oparciu o ich cechy biologiczne muszą wzbudzać poważne wątpliwości natury metodologicznej.

Nazywanie grup etnicznych (czy wprost: narodów) populacjami jest przykładem mieszania elementarnych pojęć, być może dopuszczalnego w publicystyce, ale karygodnego w nauce. Niestety, istnieją pewni teoretyzujący biologowie, zdający się nie rozumieć pojęcia „etnos” i utożsamiający je z nieprecyzyjnie użytym określeniem „populacja”. Otóż populacja jest grupą takich osobników danego gatunku, które krzyżują się niemal wyłącznie z osobnikami należącymi do tej samej grupy. Grupy etniczne nie są więc populacjami, bo odsetek dzieci ze związków członków jednej grupy z członkami innej grupy zawsze był i jest zbyt znaczący, by go ignorować. Czy zatem mamy prawo używać na przykład pojęcia „populacja Słowian”? Czy rzeczywiście jakikolwiek naród stanowi układ na tyle przymknięty, aby móc bez zastrzeżeń przyrównywać go do populacji w sensie, w jakim terminu tego używa się w biologii?

Często jest tak, że wzmiankowane domieszki wręcz dominują w danej grupie etnicznej, dlatego właśnie przeciętny Bułgar zawdzięcza swoją fizjonomię, a zapewne i genetykę, przede wszystkim swoim przodkom niesłowiańskim: miejscowym bałkańskim (np. Trakom) i nieindoeuropejskim (turkijskim Bułgarom). Natomiast fizyczne cechy odziedziczone po przodkach słowiańskich są dzięki tym domieszkom głęboko schowane lub wręcz nieobecne. Innymi słowy, należy zastanowić się, czy w ogóle istnieją granice biologiczne (genetyczne, fizyczno-antropologiczne) poszczególnych grup etnicznych.

Migracje genów i cech fizycznych

Zanim przyjrzymy się bliżej kwestii rozprzestrzeniania się cech biologicznych, zauważmy, że nasz gatunek, dziś zamieszkujący niemal wszystkie zakątki naszej planety, wywodzi się od niewielkiej grupy, która dawno temu mieszkała gdzieś w Afryce (przypuszczalnie na południu tego kontynentu). Lansowane dziś przez niektórych archeologów (choćby przez Renfrewa, o którym w osobnym artykule) przekonanie, że ludzie nie migrowali, jest więc bardzo głęboko niedorzeczne w samej swojej istocie. W jakiś sposób przecież ludzie musieli rozprzestrzenić się po całej Afryce, udało się im także przedostać do Azji, stąd znów dostali się do Europy, Australii i Ameryki.

Skoro ludzie najwyraźniej jednak się przemieszczali, cóż miałoby sprawić, że w pewnym momencie przestali to robić? Teoretycznie można by założyć, że migracje były związane z zajmowaniem dotąd nieskolonizowanych terenów. Takie twierdzenie jest jednak także w oczywisty sposób nieprawdziwe, co można uzasadnić na wielu przykładach.

I tak, były co najmniej dwie fale osadnicze w Australii. Po pierwsze, potwierdzają to badania szczątków ludzkich z tego kontynentu, po drugie Tasmanię jeszcze do wieku XIX zamieszkiwała ludność całkowicie odrębna od Australczyków (australijskich Aborygenów), za to mająca więcej wspólnego z ludnością Nowej Gwinei. W jakiś sposób ludzie ci musieli dostać się na Tasmanię, a najprawdopodobniejsza droga ich migracji biegła przez tereny już wcześniej zamieszkałe.

W Afryce i na wielu obszarach Azji znajdują się obszary zamieszkałe przez zazwyczaj niskorosłych ludzi określanych jako Negryci lub Negrytoidzi (o których znacznie więcej w języku angielskim na poświęconej im witrynie). Należą tu zwłaszcza:

W kręgu ludności o zbliżonych cechach antropologicznych pozostają jednak także:


Rozmieszczenie Negrytów i Negrytoidów na świecie.

Negryci (kolor czerwony):
1. Andamani, 2. Semangowie, 3. Aetowie, 4. inne grupy z Filipin.
Negrytoidzi indyjscy (kolor turkusowy):
1. Weddowie, 2. Weddoidzi, 3. przypuszczalnie główna masa ludności drawidyjskiej.
Negrytoidzi australijscy (kolor pomarańczowy):
1. Djabugay („Barrineans”), 2. Tasmańczycy.
Negrytoidzi nowogwinejscy (kolor szary): pewne plemiona 1. Papuy Nowej Gwinei, 2. Wysp Salomona (i być może innych wysp Oceanii).
Negrytoidzi afrykańscy (kolor czarny): 1 Khoisan (Buszmeni), 2 Pigmeje, 3 Achdamowie.
Negrytoidzi amerykańscy (kolor zielony):
1. Pericu, 2. Lagoa Santa, 3. Fuegianie.
Źródło: nieistniejąca witryna andaman.org.

Niegdyś ludy niskorosłe zamieszkiwały też i inne obszary. Steatopygia (odmienne niż u innych ludzi ustawienie miednicy i otłuszczenie pośladków) dziś występuje u niektórych Buszmenów, Hotentotów i Andamanów, ale niegdyś występowała zapewne także w Europie – wskazują na to dowody archeologiczne (figurki kobiece o nadmiernie zaznaczonych biodrach), ale i pewne inne przesłanki (zdają się wskazywać na to niektóre odnalezione szczątki ludzkie). Przed Malgaszami Madagaskar mogli zamieszkiwać niskorośli Vazimba, znani głównie z ludowych podań. Negrytoidalne cechy wykazują niektóre przedstawienia ludzkich postaci stworzone przez kulturę Doliny Indusu. Armia Aleksandra Macedońskiego napotkała „ludzi z Makran”, prawdopodobnie Negrytoidów, w Gedrozji, która leżała na granicy dzisiejszego Iranu i Pakistanu. Podania Ajnów wspominają o niskorosłych ludziach Koropokkuru, którzy zamieszkiwali Japonię przed nimi. Cechy negroidalne występują u wielu ludów rozproszonych po wyspach Indonezji. Istnieją też uzasadnione przypuszczenia, że Negryci zamieszkiwali liczne wyspy Pacyfiku (może nawet Wyspę Wielkanocną) przed kolonizacją Austronezyjczyków (ich szkielety odkryto niedawno na Palau, zob. tutaj). Cechy negryckie znaleziono też u pewnych Indian brazylijskich (o czym w innym artykule); podejrzewa się, że Negrytami byli mieszkańcy Ziemi Ognistej, a także wymarłe 200 lat temu plemiona Pericu, Guaycura i Monqui, które zamieszkiwały południowy kraniec Półwyspu Kalifornijskiego.

W każdym razie ludzie o cechach negroidalnych zamieszkiwali w odległej przeszłości rozległe obszary globu. Później jednak zostali zastąpieni ludnością przybyłą w wyniku nowszych migracji, i najwyraźniej ludność ta zajmowała także tereny wcześniej zaludnione. Od razu dodajmy, że niekoniecznie było to związane ze zmianą sposobu gospodarowania – a taki właśnie warunek stawiają niektórzy archeolodzy, przeczący istnieniu migracji. Na przykład Australczycy wyparli z wielu obszarów poprzedzające ich plemiona Negrytoidów, choć prowadzili bardzo zbliżoną gospodarkę. Podobne zastępowanie miało też miejsce w Ameryce. Zatem nie może być prawdą, że migracje mogą się wiązać jedynie z zajmowaniem wyłącznie terenów dotąd bezludnych lub zajętych przez ludy stojące na znacznie niższym stopniu rozwoju społecznego i ekonomicznego, ani nawet że migracje związane z wypieraniem jednej ludności przez inną zdarzają się jedynie przypadkowo.

Warto jednak także zauważyć, że istnieją miejsca na świecie, które raz zaludnione nie podlegały większym zmianom na przestrzeni tysięcy, a nawet dziesiątek tysięcy lat. Bardzo starożytne są na przykład plemiona zamieszkujące Andamany – wydają się trwać na swoich wyspach od czasu ich pierwszego zasiedlenia. Na terenach zamieszkanych przez dzisiejsze plemiona Botocudo odkryto szkielet liczący 11 500 lat, o bardzo zbliżonych cechach antropologicznych. Jeśli nawet na te tereny próbowali napłynąć nowi kolonizatorzy, to dawnym mieszkańcom udawało się skutecznie bronić przed ich inwazją. Cywilizacja Doliny Indusu składała się z wielu miast, mniejszych lub większych, bez śladu dominacji jednego z nich nad pozostałymi – wydaje się, że także i tu przez długi czas (rzędu tysięcy lat) ludzie potrafili żyć obok siebie w pokoju. Zmiany nastąpiły dopiero z chwilą przybycia na te tereny ludności indoeuropejskiej.

Genetycy potwierdzili (wreszcie) ostatnio, że zaludnienie Ameryki odbywało się w formie przynajmniej 3 fal migracyjnych. Ku ich krańcowemu zdumieniu okazało się jednak, że te trzy fale nie utrzymywały względem siebie dystansu, a wręcz przeciwnie, w przeszłości ich przedstawiciele musieli się ze sobą intensywnie krzyżować. Wystarczy tylko nadmienić, że 90% genów przybyłych wraz z drugą wyróżnioną falą Indian Na-Dené zostało przejętych od zastanej ludności pierwszej fali. Z oryginalnego zestawu genów zachowywało się więc jedynie 10%. Mało to, mimo stwierdzonych niedawno pokrewieństw językowych Na-Dené i ludów jenisejskich nie udało się dowieść bliższego pokrewieństwa genetycznego między nimi. To, co jest zupełnie niewytłumaczalne dla genetyków i ludzi opanowanych obsesją odtwarzania historii na podstawie genów, dla każdego człowieka myślącego logicznie jest zupełnie oczywiste. Ludzie bowiem rozpowszechniają swoje geny, jeśli tylko mają ku temu okazję. Poszczególne plemiona, etnosy, narody nie stanowią zaś i nigdy nie stanowiły genetycznych monolitów. Ich przedstawiciele płodzą zaś często dzieci z członkami innych grup etnicznych.

Co więcej, jak się wydaje, kobiety są i były mniej skore do wędrówek. Migracje zaś mogły często wiązać się z poszukiwaniem życiowych partnerek przez młodych mężczyzn. Niekoniecznie musiały być to kobiety z ich rodzimej społeczności. Co więcej, jeśli migrowało całe plemię, a więc także kobiety, a na ich drodze stawali tubylcy, musiało dochodzić do krwawych wojen, w których ginęli głównie mężczyzni, także lub nawet przede wszystkim spośród autochtonów. Zwycięzcy brali sobie kobiety ze zwyciężonych plemion, a urodzone dzieci włączane były do plemienia najeźdźców. Nie ma więc niczego dziwnego w tym, że potomkowie przybyszów zachowywali ich język, ale dziedziczyli znaczącą część genów po tubylcach. Taki scenariusz jest przecież oczywisty, normalny, naturalny, i może dziwić tylko ludzi, którzy przeczą rzeczywistości lub nie mają zbyt dużej wiedzy o naturze naszego gatunku. To plemiona izolowane genetycznie od sąsiadów są trudną do zinterpretowania osobliwością, a nie plemiona niezachowujące „czystości rasowej” i krzyżujące się z innymi.

Udało się ostatnio odnaleźć żyjących krewnych Ötziego.